Niezwykła wycieczka do lasu

przez | 26 grudnia 2021

Dzieci poszły na wycieczkę do lasu z psem. Niestety, rodzeństwo się ciągle kłóciło, więc Bordi postanowił poszukać innych przyjaciół. Maja i Michał (bajka na ich zamówienie) ruszyli jego śladem i trafili do dziwnego miejsca.

– Maja, czekamy na ciebie. Idziemy tylko do lasu, nie musisz się stroić jak księżniczka, bo będziemy dużo biegać z Bordim – niecierpliwił się Michał.

Gdy jednak nasza mała dama podeszła do drzwi, nawet Bordi nie był w stanie wydać z siebie ani jednego szczeknięcia – dziewczynka wyglądała prześlicznie. Wycieczka do lasu, z początku miła i wesoła, powoli ulegała przekształceniu w festiwal drobnych kłótni. O za mocno kopniętą piłkę, kto ma się ścigać z Bordim na hoverboardzie, kręcić filmy, czyj pomysł na zabawę teraz zrealizujemy. Dzieci mówiły do siebie coraz głośniej, a na ich twarzach lądował raz po raz grymas złości.

W którymś momencie Maja i Michał zauważyli, że… Bordi zniknął. Natychmiast rozpoczęli go szukać, ale psa ani nie było widać, ani nawet słychać. Inna sprawa, że wszystko zagłuszały hałasujące ptaki, najwyraźniej mające wiele do powiedzenia, jednak brakowało tłumacza języka ptasiego.

Zmartwiona Maja jakby coś z tego rozumiała: „idź wzdłuż brzózek”. Czyżby to wskazówka?

– Nie martw się Maju. Znajdziemy pieska, ruszajmy – zaproponował Michał.

– Zabierzmy tylko coś do zjedzenia i picia. A także apteczkę z plasterkami, bandażem oraz wodą utlenioną. Może Bordi się zranił i będzie trzeba go opatrzyć – powiedziała rezolutna dziewczynka.

– Włożę jeszcze do kieszeni kompas. Daj, poniosę plecak, jest na pewno ciężki – Michał ruszył pierwszy niczym przewodnik. Na wszelki wypadek znalazł jeszcze aplikację na telefon, dzięki której oznaczył obecną pozycję, by móc bezpiecznie wrócić do domu. Maja z kolei cały czas obserwowała główną drogę „ozdobioną” brzozami. Jeszcze przed chwilą kłócące się rodzeństwo, doskonale ze sobą współpracowało.

Co to za dom?

Las jednak był jakiś dziwny. Sosny miały kolorowe igły, brzozy liście czerwone, choć przecież panował środek lata. Zresztą drzewa kołysały się jakby tańczyły w rytm dźwięcznej muzyki, lecz bez winy wiatru, który najwyraźniej zrobił sobie drzemkę. Schowane w trawie owady hałasowały jeszcze głośniej niż zwykle.

„Pomocy” – Maja i Michał usłyszeli w pewnej chwili głos. Wydawałoby się ludzki głos, choć żadnego innego człowieka poza nimi w okolicy nie było.

– Widzisz kogoś? – zapytała Maja.

– Nie. Chociaż… Tam z prawej strony za zaroślami coś się rusza. Sprawdźmy co to – zareagował Michał.

Na polu jagodowym leżała sarna, próbująca uwolnić się z pułapki zastawionej przez myśliwych. Zwykle w takich chwilach należy wezwać pomoc, lecz zwierzę było mocno osłabione. Z maksymalną ostrożnością, rodzeństwo uwolniło sarnę, prawdopodobnie ratując jej życie.

– Wiedziałam, że nie zrobicie mi krzywdy, dziękuję – powiedziała sarna i pobiegła w głąb lasu.

Czy ta sarna mówiła ludzkim głosem? – Maja i Michał nie zastanawiali się długo nad tym, bo wciąż szukali Bordiego. Wołanie „pomocy” jednak nie ustawało, wręcz przeciwnie, było nawet głośniejsze niż dotychczas. Tymczasem smartfon stracił zasięg, a leśne dukty, jakby to ująć, miały wiele skrzyżowań. Kompas nieoczekiwanie zwariował. Nasi bohaterowie zdali sobie sprawę, że nie wiedzą gdzie są.

Po chwili dostrzegli dziwny domek. Wcale nie był z piernika z Babą Jagą w środku, tylko drewniane mieszkanko, całe obrośnięte mocno zielonym mchem. Bardziej zielonym niż najbardziej zielona trawa na łące, czy ogrodzie. Patrząc w stronę okna rodzeństwo zauważyło zapalone światło.

– Może jest tam ktoś, kto widział Bordiego i wskaże drogę do domu? – zastanawiała się na głos Maja.

– A może to mieszkanie leśnej zjawy? – niepokoił się Michał.

Strach walczył z ciekawością. Nagle rozległ się głośny dźwięk skrzypiących drzwi, które za moment były już w połowie otwarte.

– Czy to zaproszenie? Wejdę pierwszy, sprawdzę, czy jest bezpiecznie – powiedział Michał.

– Nie ma mowy, idę z Tobą – wepchnęła się przed brata Maja.

Gdy przekroczyli próg chaty, zobaczyli leżącego na łóżku starszego pana. Obok siedział pies przypominający wilka, a może to był wilk przypominający psa, mniejsza z tym.

– Spokojnie. Morg jest moim starym, także w dosłownym tego słowa znaczeniu, przyjacielem. Zraniłem się w nogę i nie mogę chodzić, przez co trudno mi zrobić jedzenie – powiedział pan Władysław.

Duch lasu

Michał od razu zaoferował pomoc. – Mamy apteczkę, Maja użyje swoich magicznych plasterków. Kabanosami też się podzielimy. Moglibyśmy panu zrobić zakupy, tylko… Gdzie my w ogóle jesteśmy?

– Szukamy też Bordiego, naszego psa – wtrąciła Maja.

– Taki wesoły, czarno–biały, który ciągle się chce bawić? – pan Władysław miał dobrą wiadomość, lecz nie zdążył o niej powiedzieć, gdyż w tym momencie z drugiego pokoju wybiegł Bordi. Dzieci szaleńczo wyściskały psa.

– Dlaczego nam uciekłeś?! – pytała roześmiana Maja.

– Byliście tak zajęci kłótniami, że postanowiłem znaleźć innych przyjaciół. Po drodze spotkałem takiego dziwnego stwora z długimi uszami, zaproponowałem zabawę w berka, lecz mi zwiał. Zdążył tylko się przestawić: Stefan. Gdy zacząłem was szukać, dostałem drzewopląsu, bo drzewa są lesie takie podobne do siebie. Znalazł mnie Morg, przyprowadził do tej chatki i… przysnęło mi się.

– Tyyyyy mówisz? – euforia rodzeństwa mieszała się ze zdziwieniem.

– Niektóre zwierzęta nie tylko w Wigilię potrafią gadać, ale cicho sza… – wtrącił się Morg.

„Pomocy” – nagle wszyscy ponownie usłyszeli znany już dzieciom głos.

– Myślałem, że… to pan wołał albo… sarna… – przeraził się Michał.

W przeciwieństwie do pana Władysława, który już długo mieszkał samotnie w lesie.  – To musi być Duch Lasu. Idźcie za tym głosem, Bordi wam pomoże.

– Jaaa? – zdziwił się Bordi. – Aaaa, ja, no tak, przecież mam instynkt.

Nasze trio wyruszyło niezwłocznie. „Pomocy”, głos brzmiał coraz wyraźniej, głośniej i intensywniej. Jednocześnie las gęstniał, droga miała szerokość już tylko postawienia obu złączonych stóp. W powietrzu czuć było silny zapach grzybów. Bordi ruszył do przodu i w pewnym momencie się zatrzymał. Przed nim stało wielkie drzewo a konkretnie sam Duch Lasu. Wołanie ucichło.

– Ludzie śmiecą, wycinają drzewa, płoszą i zabijają zwierzęta. Las potrzebuje pomocy, bo umiera – powiedział Duch Lasu.

– Co możemy zrobić? Jesteśmy tylko dziećmi… – zmartwili się Maja i Michał.

– Niedługo dorośniecie i wtedy to wy będziecie rządzić światem. Jednak dzieci też mogą pomóc. Zawsze sprzątajcie po sobie w lesie, szanujcie jego mieszkańców – zwierzęta i rośliny, unikajcie krzyku. W domu segregujcie śmieci, nie marnujcie papieru i wody – radził Duch Lasu.

– Prościzna – odpowiedział Michał.

– Jest jeszcze coś dla twardzieli – Duch Lasu najwyraźniej zauważył, że trafił na bardzo mądrych młodych towarzyszy. – Ludzie śmiecą w lasach, szczególnie nad jeziorami. Moglibyście kiedyś wybrać się z workiem i rękawicami i trochę posprzątać.  

– Tylko że my najpierw chcielibyśmy wrócić do domu, a potem pomóc panu Władysławowi – powiedziała zmęczonym głosem Maja.

– Oto mój kicający przyjaciel o imieniu Stefan, którego już pewnie znacie. On was zaprowadzi do celu – rzekł Duch Lasu.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Bordi najwyraźniej wolał zabawę od powrotu do domu i co chwilę opóźniał marsz. Nagle… Rodzeństwo znalazło się w swoich łóżkach, powoli otwierając oczy.  

– Miałem bardzo dziwny sen. Byliśmy razem w lesie i… – mówił ospałym głosem Michał.

– …Bordi się zgubił. Śniłam o tym samym. Dziwne, było to takie realne – stwierdziła Maja.

– Oj tak ­– potwierdził Michał. – A teraz wstawaj, pies już czeka na ciebie. Idź się z nim pobawić, a popołudniu namówimy rodziców, by z nami poszli posprzątać w lesie. Kto wie, może to nie był tylko sen – odpowiedział brat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *